środa, 4 lutego 2015

Urok zimy w górach!

Fotografia to jedna z moich pasji. Dziś pragnę się z Wami podzielić zdjęciami z ostatniej wizyty w górach, do których tęsknie często. A że w drodze do pracy widzę je w oddali, tęsknię codziennie!















Zdjęcia robione w drodze na Szrenicę, ze schroniska pod Łabskim Szczytem. Polecam!

Do miłego,
DK

O przebudzeniu.

W prawdzie zima jeszcze, a ja już czuję się wybudzona z zimowego snu. Nie jestem niedźwiedziem, ani innym zwierzęciem, które naturalnie zapada w stan hibernacji na wspomnianą porę roku. Mimo tego mogę powiedzieć, że w poprzednie miesiące a nawet lata pogrążona byłam w głębokim śnie. Wypełniony był ten czas pięknymi, niespełnionymi marzeniami, trochę było w nim goryczy, że to co piękne SPOTYKA mnie czasem, a to co najpiękniejsze INNI mają, realizują, doświadczają na co dzień. Tak, żyłam w ułudzie, że to co mnie spotyka, wynika spoza mnie. Czasami mówiłam o tym jak o przeznaczeniu, szczęściu, farcie, łasce (jeśli były to sukcesy)...natomiast wszystkie moje niepowodzenia wynikały ze mnie, z moich defektów. Jak byś mnie zapytał, drogi Czytelniku jakie, nie umiałabym Ci wymienić, albo przedstawiłabym Ci caaaałą listę wad i rzewnie nad nimi zapłakała! Tak, zapłakała, ubolewając, że taka już jestem i nic nie da się z tym zrobić.
Mnóstwo było lęku we mnie. Lęku o to, że gdy dzieje się coś pięknego to zaraz to zniknie, a jeśli dzieje się coś trudnego to trwać będzie wiecznie...Bałam też obudzić się z tego snu. Od czasu do czasu zadawałam sobie, czytałam lub słyszałam pytania, który były jak grom z nieba. Trudno zliczyć ile było takich przebłysków. Choć po nich znów niebo stawało się ciemne, a ja wracałam do swojej dobrze znanej gawry by śnić dalej.

Choć te przebłyski były potrzebne, one wzbudziły moją czujność, że coś nadchodzi. Same w sobie nie były w stanie przebudzić mnie w pełni.

Przebudzenie, wybudzenie, odrzucenie iluzji przychodzi do mnie stopniowo, łagodnie, jak wiosna. Jeszcze jej w pełni nie widać a czuć jej różne oznaki.
I tak, wiem już, że to co w życiu mnie spotyka, zależne jest od tego jakimi myślami siebie karmię. A najważniejsza jest samoobserwacja tych myśli.
Wcale też nie chodzi o to by całe życie usłane było różami, ale o to by z doświadczeń, czy trudnych czy pięknych umieć wyciągać wnioski na przyszłość.
W obserwacji świata i ludzi, ważna jest uważność i dystans. Bo to co myślą i mówią inni nie stanowi o mnie, to czyjaś opinia, do której każdy ma prawo.
Odkrywam też, że nie da się czynić innym dobra, będąc dla siebie samego wrogim. Jeśli mówię kocham, to też z tej miłości gotowa jestem stawiać granice, i widzieć granice drugiego człowieka. Efekt motyla nie jest iluzją, doświadczam go na co dzień, przeglądając się w różnych sytuacjach dnia jak w lustrze. Każde słowa, są jak czek, jeśli nie ma pokrycia, nic nie znaczą.

Dziś tak bardzo ogólnie o doświadczaniu przebudzenia, będę jednak pisać o tym częściej. Bo to ważne odkrycie w moim życiu, które jak czuję, ma wpływ na wszelkie sfery życia.

Do miłego,
DK

niedziela, 14 grudnia 2014

Wilczyca-czyli o dzikości, podąrzaniu i intuicji.

Powoli zbliża się koniec obecnego 2014 roku. 
Dla mnie roku przełomowego. Roku, który sprawił, że mam ochotę przedstawić światu nową Dorotę...Wilczycę!

Od dłuższego czasu byłam w drodze. Poszukiwałam odpowiedzi na wiele trudnych pytań. Dotyczyły tego kim jestem, w jakim życiowym miejscu się zatrzymałam, dokąd podążam, czy w ogóle podążam. Czy jest coś/ktoś z kim czuję więź, co mi jest bliskie a na co w sobie zgody nie mam. Takie poszukiwanie korzeni, stawianie granic, odnajdywanie miłości do siebie...Nie na wszystko znalazłam odpowiedź, wiele jeszcze przede mną. Najważniejsze jednak, że skontaktowałam się na nowo ze światem. Tym razem z większą świadomością swoich zasobów i ograniczeń i gotowością na zmiany.

W tej drodze towarzyszyło mi wielu ludzi, mniej i bardziej świadomie. Czerpałam siłę i mądrość z różnych książek (niebawem zamieszczę listę tych, które wpłynęły na moje życie) i opowieści. Z poważnego pogubienia myśli, uczuć i dróg, którymi chcę podążać odnalazłam się i na nowo skontaktowałam ze sobą. W tym także widzę łączność, ze Wszechświatem, bo tak oto z chaosu wyłonił się ład, porządek i harmonia. 

W drodze ważny okazał się dla mnie kontakt z naturą, też poszukiwanie wspólnych punktów z różnymi zwierzętami. Na różnych etapach tej wędrówki odnajdywałam w sobie pierwiastki różnych z nich. Jednak na dłużej została ze mną Wilczyca. 
To ona pokazała mi jak mądrze można łączyć w sobie siłę, dzikość, wolność, delikatność i troskliwość. 

Dziś mogę powiedzieć, że doznaję harmonii poprzez łączenie w sobie różnych skrajności. 
Poprzez ich akceptację w sobie, doświadczam akceptacji w świecie i relacjach zewnętrznych! To tak niesamowite odkrycie dla mnie...Ponadto to właśnie te skrajności pozwalają mi na kontaktowanie się mojego rozumu z sercem. 
Intuicja, która jest we mnie bardzo silna, uśpiona została na dłuższy czas, co przyczyniło się do pewnego rodzaju zagubienia. Jednak przywrócenie na światło dzienne dzikich pierwiastków mojej osobowości pomógł mi to zmienić.

Tańczę z radości każdego dnia! 
A to dopiero początek nowego Życia...

Do miłego:)
Wilczyca

niedziela, 6 kwietnia 2014

Domowy chleb z pastą awokado.

Przyznać muszę, że najpierw poznałam utwór Avokado, a dopiero później odkryłam niesamowity smak pasty z tego owocu.
Tutaj znajdziecie wspomniany utwór: klik.
Przepis znam z książki o kuchni pięciu przemian. I choć ciekawi mnie ten rodzaj kucharzenia, przygotowuję je tak po prostu z poniższych składników:

-- dojrzałe awokado,
-- cytryna,
-- natka pietruszki (duużo natki),
-- czosnek (opcjonalnie),
-- cytryna (konieczna do przełamania smaku i utrzymania ładniejszego koloru, awokado brązowieje bez pestki),
-- sól, pieprz,
-- odrobina oliwy z oliwek, oleju lnianego, rzepakowe (jaki wolicie).

Awokado ugniatam, pietruszkę dokładnie siekam, zgniatam czosnek, dolewam pół łyżeczki (czasem więcej) cytryny oraz łyżeczkę oliwy. Wszystko mieszam starannie, doprawiam solą i pieprzem. Można ładnie podać w skorupce awokado. Kupiłam takie ciemne, chropowate awokado, ono ma skórkę, która po wydrążeniu może stanowić oryginalne naczynie na pastę:)
Na moim blogu znajdziecie przepis na domowy chleb z ziarnami. Taką kanapkę (lub każdą inna) smaruję bezpośrednio pastą, masło nie jest już potrzebne. Pasta zawiera dostateczną ilość tłuszczu. Uwielbiam taką kanapkę z żółtkiem (gotuję jajo na miękko i samym żółtkiem smaruję chleb a na to pasta i dodatki) świeżym pomidorem i kiełkami!



Polecam i życzę smacznego w dobrym towarzystwie.
DK

czwartek, 13 lutego 2014

Tupot małych stóp

Jakiś czas temu, kiedy zaczęłam robić ręczną biżuterię, myślałam głównie o sobie. O tym co mi się przyda, co chciałabym mieć/nosić, bo biżuteria sklepowa zaczęła mi się wydawać wszędzie taka sama a tę bardziej ekskluzif nie było mnie stać.
Zauważyłam ostatnio, że moje postrzeganie tego tematu bardzo się zmieniło. Teraz zazwyczaj inspiracją są inni ludzie, konkretne osoby. Patrzę i myślę: o! to będzie tej osobie potrzebne! albo o! lubi taki kolor i biżuterię, zrobię coś dla niej! i przyznam, że czasami mnie to zaskakuje. Bo sięgać zaczynam do technik, o których wcześniej nie myślałam.

Tak właśnie, z myślą o konkretnej osobie i przyszłych bliźniakach powstały buciki i czapki metodą szydełkową. Wystarczyło kilka godzin i oto efekt. Jak Wam się podoba?



Buciki wzięły też udział w mini sesji z przyszłą mamą bliźniąt :)





























Do miłego,
DK

wtorek, 11 lutego 2014

Rybka o imieniu Stefek i jego wpływ na zmysły.

Podobno rybki głosu nie mają. My jednak możemy im ten głos nadać.
W jaki sposób?
Wystarczy mieć rybkę z dzwoneczkiem, założyć ją na palec i wymyślić historyjkę z jej udziałem, albo zaśpiewać piosenkę tańcząc razem z nią.
Zastanawiacie się jak założyć rybkę na palec? Oczywiście nie taką żywą! Trzeba mieć taką zrobioną wyjątkowo na  okoliczność takiej zabawy.

Przygotowując się do warsztatów z cyklu Ani Duzi Ani Malsi: rybka (Mothers of Design) planowane zabawy ruchowe i dizajnerskie zainspirowały mnie do stworzenia czegoś co wpisze się w poczet materiałów dydaktycznych na stałe. Potrzebne mi było coś, co będzie można wykorzystać na różne okazje a dodatkowo wzmocni rozwój maluszków. Wymyśliłam filcową zabawkę, inspirowaną większymi pacynkami. Prostą ale pobudzającą kilka zmysłów jednocześnie, mającą szerokie zastosowanie do zabawy z dziećmi mniejszymi i ciut większymi.

Tak powstał Stefek.
To rybka w 100% hand made. Z filcu, nitki, guzika, wstążki i oczywiście z dzwoneczkiem!












Dlaczego akurat z dzwoneczkiem i na palec?
Otóż dlatego, że najlepiej zapamiętujemy to co oddziałuje na jak największą liczbę naszych zmysłów, to też przynosi nam najwięcej przyjemności.
Taki Stefek pozwala o sobie pamiętać, bo wkładamy go na palec by nim poruszać. Na opuszkach palców znajduje się bardzo dużo tzw. receptorów dotyku, pobudzając je wysyła informacje do mózgu angażując w ten sposób zmysł dotyku.
Poruszając Stefkiem, wydobywamy z niego dźwięk dzięki przyczepionemu janczarowi. Dźwięk może być delikatny, lub mocniejszy, wszystko zależy od nas. Możemy tak nim manipulować by dostarczyć różnego rodzaju bodźców naszemu zmysłowi słuchu. Kształtując też poczucie rytmu, wyczulenie na natężenie dźwięku jego częstotliwość. Wszystko zależy jak tę zabawkę wykorzystamy. Możemy także takiego Stefka, dla pobudzenia zmysłu węchu pokropić olejkiem eterycznym, w celu wzmocnienia efektu. Jeśli mamy rybek więcej, możemy wprowadzić zabawę rozróżniania zapachów, poszukiwania rybki, która nie pachnie, albo pachnie np sosną, miętą. Jeść jej raczej nie radzę:) ale z pewnością swoim kolorem pobudza także zmysł wzroku. Można za nią podążać, można naśladować i wiele wiele innych.

Dlaczego warto ją mieć wśród zabawek naszej pociechy? Myślę, że o tym przekonał Was opis powyżej.

Jak można zdobyć taką rybkę?
Znam trzy sposoby:
1. przyjść na warsztat Mothers of Design ze swoim dzieckiem
2. można ją u mnie zamówić, w wybranych kolorach
3. można ją zrobić samemu, jeśli macie czas i odrobinę cierpliwości.

To dopiero początek zabawek tego typu.
Spodziewajcie się więcej.

Do miłego,
DK



niedziela, 2 lutego 2014

Chleb ze śliwkową nutą.

Jak już jesteśmy przy kulinariach, to pochwalę się, że piekę chleb. Co prawda na drożdżach, ale i tak uważam, że o niebo lepszy od wielu sklepowych.
Robi się go bardzo szybko, piecze trochę dłużej. 
A przepis jest poniżej. 

Co jest potrzebne?
  1. drożdże 3-3,5gram
  2. pół łyżki cukru
  3. pół łyżki soli
  4. pół litra letniej wody
  5. otręby, płatki owsiane, żytnie (jakie lubicie, łącznie 8 łyżek)
  6. pół kg mąki krupczatki (minus ilość łyżek mąki żytniej)
  7. 4-10 łyżek mąki żytniej
  8. ziarna lnu, sezamu czarnego, białego, czarnuszka (2 łyżki każdego)
  9. pestki słonecznika, dyni, orzechy włoskie (ok 2 łyżki każdego)
  10. suszone śliwki (ok 10)
  11. łyżka oliwy
Przygotowanie:

Do drożdży dodać cukier, rozgnieść by się rozpłynął. Następnie dodać letnią wodę (uważajcie by nie poparzyć drożdży, bo ciasto nie wyrośnie) i dodać sól. Dobrze wymieszać i dodać otręby oraz płatki, na początek polecam dać mniej, czyli np 2 łyżki płatków owsianych, 2 żytnich, 2 otrębów. Gdy płątki wypłyną dodajemy mąkę. Najpierw dodaję kilka łyżek żytniej, dość kopiaste i tyle łyżek ile dałam mąki żytniej, odejmuję pszennej. Porządnie mieszamy by się składniki połączyły, ciasto jest lepiące ale ani nie lejące, ani nie staje się jednolitą bryłą. Następnie dodaję ziarna i śliwki, znów porządnie mieszam. Ziaren możecie dać także na początek mniej, ja lubię gdy ich jest dużo, ale ciasto też wtedy mniej wyrasta.
Tak przygotowane ciasto wykładam do formy, którą wcześniej posmarowałam oliwą, wysypałam mąką i na dnie zawsze sypię ziarna słonecznika, tak samo jak na wierzch. To jest przepis na jeden chleb. 
Wkładam formę do piekarnika nagrzanego do 50 stopni, na ok 10 min, aż trochę wyrośnie. Następnie zwiększam temp do 200 i piekę 1 godzinę, czasami trochę dłużej. Wiele zależy od piekarnika, aby sprawdzić czy chleb jest gotowy trzeba nakłuć go wykałaczką. Jak wychodzi sucha, znaczy, że chleb gotowy.

Smacznego!
DK




















PS
Czasami dodaję też zmielone ziarna kawy, można też kminek, rozmaryn. Chleb nabiera wtedy wspaniałego aromatu. Osobiście za każdym razem dodaję  czarnuszkę. Warto znaleźć tę przyprawę, jest naprawdę aromatyczna i przyjazna naszemu organizmowi. Pamiętajcie, że chleb ze śliwką krócej trzyma, niż ten bez. Jednak ten smak sprawia, że zjada się go bardzo szybko:)